W jednym z postów napisałam, że naskrobię coś na temat mojej szafki na kosmetyki. Na chwilę obecną jest wystarczająca- ubiegając przyszłe pytania 😉 Pokażę wam, o czym to ja będę dzisiaj pisała:
Na wstępie zaznaczam, że będzie to długi post. A po drugie zdobienie na własną rękę takiej mini komody nie jest tak łatwe, jakby się mogło wydawać. Ta szafka wbrew pozorom jest dość duża... Naprawdę włożyłam w tą szafeczkę dużo czasu, serca i energii, ale jestem z siebie dumna 😎 Człowiek uczy się na błędach, więc gdybym miała robić drugi raz taką szafkę/ komodę, to już pełna profeska!
Szafkę tego typu można kupić w wielu miejscach, choć w pierwszej chwili kojarzyła mi się jedynie Ikea, tak nie mogłam jej tam znaleźć. Wstępnie kupiłam taką małą- z czterema szufladami ślepo wierząc, że mi wystarczy. Zamówiłam ją w jakimś sklepie internetowym...
Jak się okazało w dość krótkim czasie, to jednak nie wystarczyła... Musiałam kupić coś większego, a po drugie zależało mi na miejscu na pędzle, których trochę mam i na różnych wielkościach szufladek, ponieważ te 4 są głębokie, a za krótkie na pewne rzeczy. Mało tego, to nie chciałam każdego dnia wysypywać wszystkiego z każdej, żeby znaleźć to, czego potrzebuję. W końcu chodzi nie tylko o estetykę, ale i praktykę. Taka komoda poza tym, że zdobi mieszkanie powinna spełniać również najważniejsze zadanie, czyli być praktyczna, użyteczna, pożyteczna, poręczna -synonimy słowa praktyczna (a jednak internet może czegoś nauczyć) każdego dnia! 😃
Znalazłam taką oto szafkę w sklepie internetowym, pierwszym lepszym, jeśli was interesuje, w stanie surowym- bo tylko raczej takie spotkacie. Na stronie nazwana została Organizerem na drobiazgi. Jak zobaczycie na zdjęciu poniżej, to pozamieniałam sobie kolejność szuflad tak, jak mi pasowało najbardziej- bo jest taka opcja! 😉
Niektórzy z was już wiedzą, jeśli śledzą mojego bloga, że pędzli do makijażu używam już znacznie mniej, a teraz głównie szczotek do makijażu, o których już pisałam, a możecie o nich poczytać tutaj: http://gwiazdy-makijazu.blogspot.com/2017/01/szczotki-do-makijazu.html. Szczotek nie trzymam w szufladzie, ponieważ byłoby to dość nieporęczne. Napisałam już jednego posta z serii DIY, gdzie pokazałam, jak łatwo można takie szczotki, czy pędzle przechowywać i ja właśnie w ten sposób mam je ułożone: http://gwiazdy-makijazu.blogspot.com/2016/11/diy-czyli-jak-tanim-kosztem.html. Dlatego, jeśli jesteście ciekawi, co trzymam w najdłuższej szufladzie, to spójrzcie na zdjęcie:
Tak, tak, mam jeszcze trochę zapasu miejsca na kolejne z moich przyszłych nowości 😉
Zacznę może w końcu od tego, jak zrobić taką szafkę 😜 Poza tym, że kupić ją w stanie surowym? Przykład sklepu podałam już powyżej. Moja mini komoda chwilę stała w domu, zanim zdecydowałam się ją upiększyć, w końcu w takim stanie nie zachwyciłaby nikogo:
...a poza tym ja nie mogłabym na nią patrzeć... Następnie kupiłam w Leroy Merlin farbę w puszce, choć wstępnie zastanawiałam się nad bejcą, jednak wiedziałam, że to nie dla mnie, bo przecież kocham kolory!
Z zakupów w Leroy Merlin pamiętam tylko, że farba była do drewna 😇 i kolor wybrałam, jaki wydawał mi się najodpowiedniejszy (kupcie od razu maskę na nos i usta, żeby tym jak najmniej oddychać). Oczywiście samego koloru w pierwszej chwili nie wybrałam. Musiałam obmyślić, co do niego pasuje z produktów dostępnych w sklepie... Znalazłam słuchajcie płatki metaliczne (takie coś, żebyście wiedzieli, że jest w sklepie i ile kosztuje- a 2g w opakowaniu w zupełności wystarczą, nie denerwujcie się, że trzeba będzie kupić ze 3- ja byłam lekko przerażona), jakie przeznaczyłam na szafeczkę i to takie w 3 kolorach (złotym, miedzianym i niebieskim, a nawet łaciate) i z tego jednego opakowania jeszcze mi dużo zostało! Płatki są tak piękne, że się niemal zakochałam 😍
Niestety oprócz pędzla do farby, to musiałam jeszcze kupić klej do płatków. Ale czego się nie robi, aby człowiek był szczęśliwszy 😃
Musiałam jeszcze kupić papier ścierny grubo i drobnoziarnisty. Do tego potrzebne są grube rękawice, jeśli nie macie w domu, to koniecznie kupcie, żeby wam zadry nie pozachodziły. Tak, tak, trzeba się do tego przygotować bardziej, niż się wydaje... Ponadto maska, o której pisałam przyda się również przy ścieraniu drewna, ponieważ mocno pyli, a nie można tym oddychać!!!! Pamiętajcie, że to kwestia zdrowia i bezpieczeństwa nie tylko waszych organizmów, ale wszystkich obecnych w domu!
Wracając, to papier gruboziarnisty przydał się do większych zadziorków, a drobnoziarnistym wygładziłam całą szafkę. Natomiast czas, jaki okazał się przeznaczony na malowanie, to nie będę was oszukiwać, że był długi. Jak chce się, aby coś było porządnie zrobione, a z takiego założenia zawsze wychodzę: "jak już coś robisz, to rób porządnie, albo nie rób wcale". Chciałam pomalować wszystkie szuflady i na zewnątrz i w środku, deski wewnątrz komody, a nie tylko to co widać. Dlatego trochę mi zeszło. Zwłaszcza, że malowałam po 2 warstwy, jak dobrze pamiętam, żeby drewno nie prześwitywało. A może też dlatego, że jestem do tego przyzwyczajona, bo zwyczajnie maluję paznokcie dwiema warstwami koloru? 😃 Kto to wie, a może to mój szósty zmysł mi podpowiedział? Nieistotne, po prostu tak uważałam za stosowne i koniec 😜 Nie powiem na 100%, ale zajęło mi to minimum dwa tygodnie- autentycznie! Po prostu nie dałam rady wytrzymać w tym smrodzie z farby za długo, a malowałam w lecie, w mieszkaniu, więc musiało się też wietrzyć jednocześnie, a po drugie, to nie miałam też gdzie tego suszyć, gdybym chciała wszystkie szuflady i szkielet komody pomalować jednocześnie. Na balkonie nie dałabym rady suszyć, bo albo muszki, albo inne pyłki, czy nasiona przykleiłyby się do farby i szlag by mnie trafił, gdyby cała moja praca poszła na marne. Tak, tak trzeba czasem poruszyć wyobraźnię... Ale wewnątrz wygląda tak:
Nie kupowałam do tego lakieru nawierzchniowego, czy innego, ponieważ ta farba chyba miała coś takiego, że 2 w 1.. (?) aż muszę sprawdzić w sklepie, bo nie pamiętam.......... Po dłuższym poszukiwaniu mojej farby okazuje się, że jej nie ma w sklepie on-line, no nic. Ta moja jest albo satynowa, albo transparentna. Można zawsze zapytać sprzedawcy na dziale z farbami. Oni zawsze służą radą i całe szczęście nieraz 😉
Wracając do dalszej części dekorowania mojej szafeczki. Na początek kilka RAD: po pierwsze radzę przeczytać instrukcję obsługi nakładania płatków metalicznych na różne powierzchnie. Zwłaszcza, jeśli macie z tym pierwszy raz styczność tak, jak ja. Czytajcie tą instrukcję- na odwrocie opakowania, ale i sprawdzajcie sami, jak długo trzeba czekać, aż klej do płatków zacznie schnąć na tyle, aby przyczepić nasze ozdoby. Po drugie pamiętajcie, że płatki są mega lekkie i delikatne, lżejsze niż piórka. No i lubią się parować- pod jednym mogą kryć się dwa lub trzy kolejne, nie zawsze to widać gołym okiem, ale wyjdzie przy nakładaniu 😊 Kolejna rada: nie nakładajcie ich w pomieszczeniach, gdzie macie przeciąg, zawieje wiatr, ktoś kichnie, za szybko przejdzie obok, albo sami odetchniecie głębiej- tym bardziej nie na zewnątrz (!) Naprawdę, to nie jest śmieszne, a ja już kilka razy zbierałam je z mebli i z podłogi 😄 Wzór na mojej szafeczce wybrałam przypadkowo, intuicyjnie podczas nakładania płatków.
Podsumowując, potrzebujecie:
➱ szafka w stanie surowym
➱ papier ścierny, najlepiej grubo i drobnoziarnisty
➱ rękawice robocze
➱ farba do drewna
➱ maska na nos i usta najlepiej, przyda się przy szlifowaniu drewnianych powierzchni i przy malowaniu farbą
➱ pędzel do malowania farbami do mebli/ ścian
➱ płatki metaliczne, czy inne ozdoby (radzę poczytać, czy uda się przykleić do drewna, farby i jaki klej zastosować)
➱ klej specjalny (do każdej ozdoby może być inny)
➱ pędzelek, który macie w domu nieużywany do paznokci, czy makijażu na pewno się przyda do nakładania płatków (nie wszystko musimy kupować, niektóre rzeczy pomyślcie, czy nie wykorzystacie w inny sposób, niż są do tego przeznaczone- po co dopłacać?)
Ja wzięłam taki pędzelek do zdobienia paznokci, jak na zdjęciu powyżej (obie strony pędzelka się przydają), ale sami możecie wyczuć, co jest najlepsze w waszych rękach, może wykałaczka? Trochę byłoby przy tym zabawy, ale nie powiedziałam, że musicie oklejać w taki sam sposób, jak ja nawet, jeśli to będą płatki metaliczne. Można je układać w przeróżne wzory, np. w gwiazdy, albo spróbować z szablonami. Mam nadzieję, że pomogłam 😉
Pokażę wam, jaka jest różnica wielkości jednej, tej mniejszej szafki przy tej większej, drugiej:
Przepraszam za odciski łapek mojej kotki, ale wiecie: kot + ziemia + inne powierzchnie = ślady. Tego nie da się doczyścić, chyba że będę pracowała znowu papierem ściernym, a cały czas zastanawiam się, co zrobić z tą skrzyneczką. Jak macie jakieś pomysły, to mi napiszcie w komentarzach, będę wdzięczna 😊
Na koniec pokażę wam jeszcze, jakie wzory mi wyszły, takie same z siebie. Pamiętajcie, nie miałam niczego w planach, poszłam na żywioł. I tak po kolei: przód, góra i dwa różne boki- przecież nikt nie powiedział, że powinno być tak samo 😉 A jak pozamieniam miejscami szufladki, to zmieni się wzór- to jest fajne, że nie będzie mi się nudziło... Niestety na zdjęciach widać, że są przetarcia, więc pewnie niedługo czeka mnie odnawianie, ale na razie nie jest to tak widoczne na szczęście.

Podpowiem wam jeszcze jedną rzecz, jak dodatkowo udekorować taką szafkę, czy w takim stanie, jeśli wydaje wam się za mało, albo zamiast płatków metalicznych znalazłabym w internecie lub innym budowlanym sklepie wyjątkowo biżuteryjne klamki, gałki do szuflad... Trzeba byłoby je tylko przykleić dobrym klejem, żeby nie było kontaktu szafki z ciałem. Jednak wtedy szybciej się niszczy. Gałki do mebli najlepiej przykleić w dość strategicznych miejscach, aby za jednym pociągnięciem się otwierały. Trzeba to sprawdzić, zanim zaczniecie używać szafeczki na co dzień...
Pamiętajcie jeszcze jedną rzecz, jeśli dobrze wam farba nie wyschnie, albo dobrze nie wypolerujecie powierzchni papierem ściernym, to szuflady wcale łatwo się nie będą otwierać i zamykać... Mam taką jedną niestety. Potrafi nawet zapiszczeć (!) Dlatego uczulam, jeśli będziecie malować każdą deseczkę tak, jak ja, to warto na to zwrócić uwagę. A jak coś zahacza przy otwieraniu i zamykaniu, to najlepiej od razu wziąć i to spiłować, albo zetrzeć, bo będzie upierdliwe 😖
PS.
dam wam dobrą radę: nie zakładajcie z góry, co chcecie kupić, czy w jakim kolorze, bo może tego nie być na miejscu. Chyba, że jesteście bardziej cierpliwi ode mnie i możecie poczekać, aż sklep zamówi. Ja jednak wolałam od razu i musiałam pochodzić, zobaczyć co jest dostępne i dopiero coś w głowie z tego sklecić 😉😇😈
No i jak wrażenia? Jak wam się podoba? Dajcie koniecznie znać!