wtorek, 31 stycznia 2017

Make up by me: Inglot, Maybelline Color Tattoo, Loreal

Witajcie!!! Krótka opowieść celem wprowadzenia: w niedzielę byłam na zakupach i ku mojemu zdumieniu Panie w dwóch sklepach były zachwycone moim makijażem- gorąco pozdrawiam PANIE z Factory w Warszawie! 😊 Dziękuję za to, że odważyłyście się powiedzieć mi to osobiście! Tak się ucieszyłam, że postanowiłam opisać, jakich kosmetyków do makijażu oczu użyłam. Będzie to pierwszy tego typu post, więc uważajcie...

Zawsze staram się wymyślić coś nowego, połączyć kolory i rodzaje cieni, aby wyszło coś innego, oryginalnego i niepowtarzalnego, choć czasem naśladuję makijaż podpatrzony u kogoś na ulicy, w sklepie, czy w autobusie. W pierwszej kolejności zdjęcie, aby wiadomo było, o czym mowa w tym poście:



Jak wam się podoba? Jeśli was zachwyca, to czytajcie dalej, poniżej pełna galeria w różnym oświetleniu, fotki zrobione pod różnym kątem:











Druga rzecz, to cienie, przedstawiam cały komplet, potrzebny do wykonania tego makijażu:


* firmy Maybelline (MNY) Color Tattoo, o których pisałam bliżej w zeszłym roku, a to jest odcień nr 25- Everlasting Navy- to głęboki, satynowy granat, królewski niebieski (royal blue), a prezentuje się tak:


Moc koloru przepięknie prezentuje się w świetle wieczorowym, co mnie osobiście urzeka 😍 Idealny cień do makijażu nawet na wielką galę..

* drugi cień firmy Inglot AMC nr 112, o którym również pisałam- to był mój pierwszy post (!), ponieważ jest także moją gwiazdą:


Nie wiem, co wy myślicie, ale ja uwielbiam ten cień w świetle wieczorowym, choć i w słonecznym widać drobinki fioletu... Od tego, jak wygląda zależy, na jaki cień go położymy. Oczywiście widać różnicę na zdjęciach mojego makijażu...

* jeśli chodzi o trzeci cień, to jest to cień firmy Loreal Paris, nr 002 Hourglass Beige, a prezentuje się tak:


W świetle wieczorowym/ sztucznym jest delikatniejszy o dziwo 😉 Natomiast w dziennym i na słoneczku- wymiata! To, jak się błyszczy widzicie na zdjęciu powyżej, w prawym dolnym rogu. Cień jest ogólnie lekko perłowy, za czym w sumie nie przepadam, ale odkąd go kupiłam.... 

Jak zrobiłam ten makijaż? Nie muszę mówić, że na całą twarz nakładamy podkład, pudrem w kamieniu utrwalamy makijaż twarzy, a brwi też należy podkreślić choć trochę, aby tworzyły ramę dla oka? Nie muszę prawda? 😏 Uff... To całe szczęście...Otóż cień niebieski- królewski nałożyłam pędzelkiem w załamaniu powieki lekko rozcierając go ku górze, ale na tyle delikatnie, aby otwierając oczy cień subtelnie wychodził nad rzęsy. Taką mgiełką dodam, a nie chamskim półksiężycem 😄 To jest tzw. banan- malowanie w załamaniu powieki łuku, który nie łączy się ani z zewnętrznym, ani z wewnętrznym kącikiem oka... Na całej dolnej powiece malujemy kredką linię (kredka może być czarna, fioletowa lub brązowa, ja użyłam brązu z drobinkami, z firmy Bourjois Paris, o której również napiszę kilka ciepłych słów w innym poście), którą rozcieramy najpierw patyczkiem kosmetycznym, a później poprawiamy tym samym pędzelkiem, na którym została nam maleńka ilość granatu. Kreskę rozcieramy jeszcze bardziej (można pędzelkiem dołożyć tego granatu, jeśli nam lekko przysechł na pędzlu). Roztarta kreska powinna być (w zależności od wielkości oka) powyżej 3mm. Dolną powiekę utrwalamy pudrem fixującym, albo ryżowym. Przy tym kroku należy się zastanowić, czy chcemy mocniejszy, czy delikatniejszy makijaż oka, ponieważ możemy przypudrować tylko zewnętrzną linię roztartej kreski i cienia, nie przysuwając pędzla z pudrem do samej linii dolnych rzęs lub kładziemy puder na całą dolną powiekę, aby widać było zarys, a nie mocne zaznaczenie. Z kolei na powiece ruchomej kładziemy bazę pod cienie lub mój ulubiony kamuflaż z Catrice (ten płynny), o którym- zgadnijcie! -pisałam 😊 Następnie cień Loreal Hourglass. Trzeci cień, ten z Inglota kładziemy małym pędzelkiem podkładając pod oko chusteczkę higieniczną, aby nie mieć drobinek na całej twarzy. Delikatnie na dolnej powiece- na ciemnym tle wygląda obłędnie 😍 Nakładamy go w zależności od upodobań, czy na całej, czy tylko na środku- pod samą źrenicą i na ruchomej- górnej powiece, od połowy oka do zewnętrznego kącika. Tu już się przyda trochę więcej cienia, ponieważ na jasnym drobinki fioletu będą mniej widoczne. Ten pyłek jest zdecydowanie delikatniejszy na jasnym tle, ale równie piękny..

Na zakończenie tuszujemy rzęsy i to wszystko moi mili. Mam nadzieję, że się podobało! 😇




piątek, 27 stycznia 2017

Make Up For Ever, Aqua Lip, konturówka do ust

Bohaterem tego posta będzie konturówka, którą ostatnimi czasy wypróbowałam kilkukrotnie i mnie uwiodła 😁 Konturówka firmy Make Up For Ever (MUF), o której mówią blogerki na YouTube. Można ją nabyć stacjonarnie w sklepach Sephora. Nie ukrywam, że nie jest tania- to najdroższa w moim życiu konturówka (!) Kupiłam ją za ok. 100zł i nadal w to nie wierzę. Jednak wiem, że było warto, ponieważ jest bardzo trwała, wodoodporna i trzyma się cały dzień na ustach. Szok i niedowierzanie w porównaniu z tym, co miałam do tej pory. Czasem warto wydać trochę więcej, aby mieć produkt, który spełnia każde nasze oczekiwanie 😉

Tak wygląda sama konturówka na ustach, bez żadnej pomadki. Przede wszystkim jest matowa:


A na ustach prezentuje się tak- jest po prostu śliczna!:




Wybrałam nr 11C, jak na zdjęciach. Jest to odcień czerwieni z domieszką brązu lub na odwrót, jak kto woli 😉



Pokażę wam, jak wyglądają swatche, w świetle dziennym i sztucznym:



Przyznacie, że jest piękna prawda? Sama w sobie, nie potrzeba nawet pokrywać pomadką ust. Kolor jest bardzo intensywny i naprawdę mega... Ostatnio lubuję się w ciemnych kolorach pomadek, stąd mój wybór. Spróbuję jeszcze go lekko złagodzić, może z jaśniejszą szminką nie będzie tak mocny, abym mogła ją używać na co dzień. Aktualnie jest najlepsza na wyjścia, choć zawsze w duecie z moją pomadką, o której pisałam w poprzednim poście, jak dla mnie tworzą duet idealny z pomadką w kredce Celia nr 7. Oczywiście wypróbuję jeszcze z kilkoma na pewno, choć już jedna nie jest moim ulubieńcem...

Jeśli nie widzieliście mojego poprzedniego posta, to raz jeszcze zamieszczę mój duet idealny, czyli konturówka Make Up For Ever + pomadka w kredce Celia nr 7, odpowiednio w świetle dziennym i wieczorowym:



Nie będę zamieszczać raz jeszcze testu z trwałości, który robiłam, ponieważ zamieściłam go w poprzednim poście dot. pomadki Celia. 

Dodam tylko, że pomadki można używać po każdym posiłku--->konturówki wcale!!!!<---- dodawać koloru do tego, co zostanie, ale możecie jedynie użyć balsamu, czy bezbarwnej pomadki, aby wyrównać całość. Jednak i bez poprawek w ciągu dnia trzyma się niemal idealnie 😍 Na pewno kupię jeszcze inny kolor, ale bliżej lata, bo na razie tą jestem zachwycona 😇😄

Na koniec zobaczcie, jak wyglądają swatche konturówki od góry: lekko narysowana kreska, mocno, jak tylko się dało i pod spodem roztarta- zaraz po namalowaniu. Może komuś się przyda ta wiedza...


Ponadto odbiłam usta na dłoni i zobaczcie, "co ja paczę"- prawie nic nie widać...


a to było ok 5 min po umalowaniu ust...

Bardzo chętnie się dowiem, czy używacie tych konturówek i jakie kolory się u was sprawdziły, jakie polecacie na co dzień (nie interesują mnie takie kolory, które przykrywają usta, jakby ich wcale nie było). Piszcie w komentarzach, będę wdzięczna za każdą radę. Buziaki! 


PS.
ciężko zmyć wodą z mydłem tą najciemniejszą kreskę z dłoni... nie zmyłam w ten sposób...

niedziela, 22 stycznia 2017

Celia, pomadka w kredce

"Kochani, zebraliśmy się tutaj, by ogłosić..."- żarcik 😉 Ale związek pomadka + konturówka do ust nabrały większego znaczenia w moim życiu. Przełomem był kurs wizażu u P. Jolanty Wagner, który przeszłam w grudniu 2016r. Mam certyfikat, jeśli ktoś nie wierzy. Wiem, że się powtarzam, ale jestem z tego dumna 😇

Jeśli chodzi o moje posty, to przyszedł czas i na usta! Tak! Nareszcie! Choć tak niedoceniane w moim przypadku. Z reguły podkreślałam oczy, a usta tylko lekko błyszczykiem. Zawsze wychodziłam z założenia, że lepiej nie przesadzać i podkreślać albo bardziej oczy , albo usta- do wyboru. Z tego względu, że nie mam dość wydatnych warg, to zawsze stawiałam na oczy. W takim też makijażu jest zakochany mój chłopak😍 😇 😎Jeszcze do niedawna nie używałam, unikałam wręcz szminek, a tym bardziej koloru czerwonego. Teraz moim bohaterem stała się kredka do ust polskiej firmy Celia. Krótko o marce: od 1959r. zaczęła się jej historia, od 2007r nowym właścicielem jest DAX Cosmetics. Warto takie rzeczy wiedzieć buszując po sklepowych półkach ... 


Swoją pomadkę w kredce (jest wykręcana) kupiłam w Warszawie, w zwykłym osiedlowym sklepie z kosmetykami, a konkretnie w Halach Banacha, na ul. Grójeckiej. Przypadkiem tam byłam i nie omieszkałam pobuszować po sklepie z kosmetykami 😜 Używam jej już na pewno przez rok. Nie każdego dnia, bo głównie pasuje mi do ciuchów dżinsowych, w których dość rzadko chodzę, albo z uwagi na jej odcień czerwieni do ubrań w brązach. Oczywiste jest to, że wtedy makijaż oczu jest delikatniejszy. Kupiłam ją za ok 10zł. Nie powiem na 100% za ile konkretnie, bo zwyczajnie nie pamiętam. Pokażę wam, jak wygląda i czego szukać:


Na zdjęciu poniżej macie dowód, że jest to produkt polski: Made in Poland.




Powiem szczerze, że z pół godziny zastanawiałam się nad kolorem, z 10 dostępnych jednak trudno wybrać taki, którego można używać dość często. Pomadka nie jest tak mocno czerwona, jak na zdjęciu. Odcień jest raczej czerwono- brązowy, albo inaczej: czerwień z domieszką delikatnego brązu... Zależy jeszcze jaki podkład dacie pod nią. Mam na myśli konturówkę. Pamiętajcie, że szminka na ustach o wiele dłużej zachowuje swoją żywotność, jeśli pod nią położymy/ naniesiemy kredkę do ust. W wyborze mojej pomadki pomógł mi mój chłopak, który już się znudził czekaniem, aż wyjdę z tego sklepu, kiedy on już zdążył zwiedzić wszystkie inne sklepy dookoła 😂 Ale po nałożeniu na usta wydawał mi się najbardziej odpowiedni dla mnie. Nie przepadam za szminkami, czy błyszczykami, pod którymi usta nikną... zlewają się z cerą... Ble! Zawsze najważniejszy jest kolor, choć nude, to jednak taki, aby było go widać z pewnej odległości. Bo jak wyglądałaby twarz praktycznie bez ust i z nimi- porównajcie, bo z daleka to zdjęcie po lewej uważam, że jest masakryczne (na zdjęciach tych nie jest prezentowana Celia- pomadka w kredce):



Zawsze i choć trochę koloru na usta! PAMIĘTAJCIE o tym! Jeśli nie chcecie wyglądać, jak lalka, bez prawa do głosu 😂

Nigdy nie uważałam zagranicznych kosmetyków za najlepsze. Szukałam nawet w polskich firmach produktów, które byłyby na każdą kieszeń- na moją zwłaszcza- i dobrej jakości. Nie spodziewałam się nigdy, że może to być jeden z lepszych w mojej kolekcji (!) Na pewno jeszcze skuszę się na kolejne kolory, wtedy uaktualnię ten post o kolejne zdjęcia i ewentualne plusy, czy minusy, jeśli formuła i jakość koloru na ustach będą się różniły.

A teraz standardzik w moich postach, czyli swache, które się różnią ze względu na oświetlenie dzienne, sztuczne i kąt padania światła. Nie wiem, czy jest to dla was istotne, ale pomadka (ten kolor, bo są i maty z tej serii) ma w sobie delikatne, prawie niewidoczne drobinki. Widać je w sztucznym świetle, ale jedynie pod pewnym kątem padania światła, jak poniżej. Spójrzcie też, że w świetle dziennym jest to niemal zwykła, czerwona pomadka, więc mamy 2 w 1! To, co uwielbiam! Jeden kosmetyk, który można użyć i na dzień i na wieczór. Zwłaszcza, jak mamy ograniczone miejsce w torebce, czy jadąc na wakacje 😊


Tu jeszcze zdjęcie, jak prezentują się moje usta w Celi nr 7, wieczorową porą:


Powiem wam jedną rzecz, oprócz pomadki w kredce znalazłam wreszcie moją konturówkę marzeń! Właśnie prezentuje się również na tych zdjęciach. Jednak o niej parę słów w kolejnym poście.... 😏 😉

Sklep internetowy, w którym można zamówić kredkę marki Celia, z nr 7, gdzie kosztuje 10,54zł- słabe zdjęcie od razu mówię. Tutaj z kolei, na stronie producenta macie podane numery kolorów i zachęcam gorąco do wypróbowania. Sprawdźcie również inne oferty tej firmy, może na coś się skusicie 😉 😈 A tu podaję sklep, w którym macie zdjęcie wszystkich 10 kolorów! Jest się nad czym zastanawiać...

Zrobiłam dla was test tej pomadki wraz z konturówką. Zapewne powtórzę to przy okazji postu o konturówce, więc się nie zrażajcie. Zrobiłam pełny makijaż, wyszłam coś załatwić i w międzyczasie jadłam ciasto z kremem, piłam kawę z mlekiem (tłuste) i jeszcze piłam sok z butelki. Zatem mój test, jak wróciłam do domu zajął w sumie 6h bez dodawania jakiegokolwiek kosmetyku (gdybyście nie miały, zapomniały ze sobą wziąć nawet balsam do ust), to tak prezentują się usta zaraz po zrobieniu makijażu i po 6h- bez poprawiania zaznaczam!


Nie przerażajcie się tym, bo z daleka tego nie widać, naprawdę kolor zjada się delikatnie i od środka, czyli w najbardziej pożądany sposób 😊 Nikt nie zabroni wam poprawiać ust w międzyczasie. A po drugie nawet gdybyście zapomniały szminki, to balsam wyrówna koloryt! To jest super w tym wszystkim. Jeszcze to nie wszystko! Można tą pomadkę delikatnie rozetrzeć palcem! To, co jest nałożone na usta, bez dodawania kosmetyku! Serio! Można wyrównać palcem, tak na szybko i nikt się nie zorientuje. Ależ to jest sprytna bestia! 😈

Zatem mamy takie oto zalety: przystępna cena, całkiem dobra (jak dla mnie) jakość, jest wykręcana zatem nie ma potrzeby temperować, jest wydajna, jeśli wyda wam się, że za dużo nałożyłyście można rozetrzeć placem, aby poprawić kolor na całych ustach lub odbić na chusteczce higienicznej ze dwa razy i nie zachodzi wydaje mi się pomiędzy skórki (choć może akurat nie miałam tak spierzchniętych warg)- to już same musicie wypróbować na waszych ustach. Jej kolor można intensyfikować, czyli nakładać stopniowo, po trochu, aż uzyskacie mega intensywny kolor np. na wieczór. 

Zwróćcie koniecznie uwagę, czy jadąc gdziekolwiek autobusem, czy idąc ulicą, jak mocne kolory aktualnie mają dziewczyny, kobiety na ustach. To istne szaleństwo! Nie odbieram tego negatywnie, a wręcz przeciwnie. Lepiej widzieć, że ktoś ma usta 😉


PS.
każde usta wyglądają pięknie, jeśli się o nie dba, więc dobrze jest robić peeling albo nie dopuścić do tego, aby się przesuszały. Radzę tak często, jak to możliwe nakładać bezbarwną pomadkę z olejkami, czy inny balsam do ust z witaminami- nawet na pomadkę kolorową. Nie dajcie się nabrać na tanią chińszczyznę na bazarku, bo możecie dostać uczulenia. Ja raczej używam tych balsamów, które można kupić w sklepie.

Jeszcze jedna rzecz: jakakolwiek pomadka będzie wyglądać zupełnie inaczej na waszych ustach i na moich. Wiecie dlaczego? Można porównać to z kolorami skóry, jest taka sama różnica w pigmentacji ust (nie zawsze tak widoczna na pierwszy rzut oka)... Każdy z nas jest inny pod względem kolorystycznym. Mam nadzieję, że wiecie, o co mi chodzi 😜 Myślę zatem, że m. in. dlatego wpadli na pomysł testerów w sklepach 😉



czwartek, 19 stycznia 2017

✄---DIY, szafka, komoda na kosmetyki- dekoracja ✄---

W jednym z postów napisałam, że naskrobię coś na temat mojej szafki na kosmetyki. Na chwilę obecną jest wystarczająca- ubiegając przyszłe pytania 😉 Pokażę wam, o czym to ja będę dzisiaj pisała:




Na wstępie zaznaczam, że będzie to długi post. A po drugie zdobienie na własną rękę takiej mini komody nie jest tak łatwe, jakby się mogło wydawać. Ta szafka wbrew pozorom jest dość duża... Naprawdę włożyłam w tą szafeczkę dużo czasu, serca i energii, ale jestem z siebie dumna 😎 Człowiek uczy się na błędach, więc gdybym miała robić drugi raz taką szafkę/ komodę, to już pełna profeska!

Szafkę tego typu można kupić w wielu miejscach, choć w pierwszej chwili kojarzyła mi się jedynie Ikea, tak nie mogłam jej tam znaleźć. Wstępnie kupiłam taką małą- z czterema szufladami ślepo wierząc, że mi wystarczy. Zamówiłam ją w jakimś sklepie internetowym... 




Jak się okazało w dość krótkim czasie, to jednak nie wystarczyła... Musiałam kupić coś większego, a po drugie zależało mi na miejscu na pędzle, których trochę mam i na różnych wielkościach szufladek, ponieważ te 4 są głębokie, a za krótkie na pewne rzeczy. Mało tego, to nie chciałam każdego dnia wysypywać wszystkiego z każdej, żeby znaleźć to, czego potrzebuję. W końcu chodzi nie tylko o estetykę, ale i praktykę. Taka komoda poza tym, że zdobi mieszkanie powinna spełniać również najważniejsze zadanie, czyli być praktyczna, użyteczna, pożyteczna, poręczna -synonimy słowa praktyczna (a jednak internet może czegoś nauczyć) każdego dnia! 😃

Znalazłam taką oto szafkę w sklepie internetowym, pierwszym lepszym, jeśli was interesuje, w stanie surowym- bo tylko raczej takie spotkacie. Na stronie nazwana została Organizerem na drobiazgi. Jak zobaczycie na zdjęciu poniżej, to pozamieniałam sobie kolejność szuflad tak, jak mi pasowało najbardziej- bo jest taka opcja! 😉



Niektórzy z was już wiedzą, jeśli śledzą mojego bloga, że pędzli do makijażu używam już znacznie mniej, a teraz głównie szczotek do makijażu, o których już pisałam, a możecie o nich poczytać tutaj: http://gwiazdy-makijazu.blogspot.com/2017/01/szczotki-do-makijazu.html. Szczotek nie trzymam w szufladzie, ponieważ byłoby to dość nieporęczne. Napisałam już jednego posta z serii DIY, gdzie pokazałam, jak łatwo można takie szczotki, czy pędzle przechowywać i ja właśnie w ten sposób mam je ułożone: http://gwiazdy-makijazu.blogspot.com/2016/11/diy-czyli-jak-tanim-kosztem.htmlDlatego, jeśli jesteście ciekawi, co trzymam w najdłuższej szufladzie, to spójrzcie na zdjęcie:



Tak, tak, mam jeszcze trochę zapasu miejsca na kolejne z moich przyszłych nowości 😉 

Zacznę może w końcu od tego, jak zrobić taką szafkę 😜 Poza tym, że kupić ją w stanie surowym? Przykład sklepu podałam już powyżej. Moja mini komoda chwilę stała w domu, zanim zdecydowałam się ją upiększyć, w końcu w takim stanie nie zachwyciłaby nikogo:



...a poza tym ja nie mogłabym na nią patrzeć... Następnie kupiłam w Leroy Merlin farbę w puszce, choć wstępnie zastanawiałam się nad bejcą, jednak wiedziałam, że to nie dla mnie, bo przecież kocham kolory! 

Z zakupów w Leroy Merlin pamiętam tylko, że farba była do drewna 😇 i kolor wybrałam, jaki wydawał mi się najodpowiedniejszy (kupcie od razu maskę na nos i usta, żeby tym jak najmniej oddychać). Oczywiście samego koloru w pierwszej chwili nie wybrałam. Musiałam obmyślić, co do niego pasuje z produktów dostępnych w sklepie... Znalazłam słuchajcie płatki metaliczne (takie coś, żebyście wiedzieli, że jest w sklepie i ile kosztuje- a 2g w opakowaniu w zupełności wystarczą, nie denerwujcie się, że trzeba będzie kupić ze 3- ja byłam lekko przerażona), jakie przeznaczyłam na szafeczkę i to takie w 3 kolorach (złotym, miedzianym i niebieskim, a nawet łaciate) i z tego jednego opakowania jeszcze mi dużo zostało! Płatki są tak piękne, że się niemal zakochałam 😍 




Niestety oprócz pędzla do farby, to musiałam jeszcze kupić klej do płatków. Ale czego się nie robi, aby człowiek był szczęśliwszy 😃 

Musiałam jeszcze kupić papier ścierny grubo i drobnoziarnisty. Do tego  potrzebne są grube rękawice, jeśli nie macie w domu, to koniecznie kupcie, żeby wam zadry nie pozachodziły. Tak, tak, trzeba się do tego przygotować bardziej, niż się wydaje... Ponadto maska, o której pisałam przyda się również przy ścieraniu drewna, ponieważ mocno pyli, a nie można tym oddychać!!!! Pamiętajcie, że to kwestia zdrowia i bezpieczeństwa nie tylko waszych organizmów, ale wszystkich obecnych w domu! 

Wracając, to papier gruboziarnisty przydał się do większych zadziorków, a drobnoziarnistym wygładziłam całą szafkę. Natomiast czas, jaki okazał się przeznaczony na malowanie, to nie będę was oszukiwać, że był długi. Jak chce się, aby coś było porządnie zrobione, a z takiego założenia zawsze wychodzę: "jak już coś robisz, to rób porządnie, albo nie rób wcale". Chciałam pomalować wszystkie szuflady i na zewnątrz i w środku, deski wewnątrz komody, a nie tylko to co widać. Dlatego trochę mi zeszło. Zwłaszcza, że malowałam po 2 warstwy, jak dobrze pamiętam, żeby drewno nie prześwitywało. A może też dlatego, że jestem do tego przyzwyczajona, bo zwyczajnie maluję paznokcie dwiema warstwami koloru? 😃 Kto to wie, a może to mój szósty zmysł mi podpowiedział? Nieistotne, po prostu tak uważałam za stosowne i koniec 😜 Nie powiem na 100%, ale zajęło mi to minimum dwa tygodnie- autentycznie! Po prostu nie dałam rady wytrzymać w tym smrodzie z farby za długo, a malowałam w lecie, w mieszkaniu, więc musiało się też wietrzyć jednocześnie, a po drugie, to nie miałam też gdzie tego suszyć, gdybym chciała wszystkie szuflady i szkielet komody pomalować jednocześnie. Na balkonie nie dałabym rady suszyć, bo albo muszki, albo inne pyłki, czy nasiona przykleiłyby się do farby i szlag by mnie trafił, gdyby cała moja praca poszła na marne. Tak, tak trzeba czasem poruszyć wyobraźnię... Ale wewnątrz wygląda tak:



Nie kupowałam do tego lakieru nawierzchniowego, czy innego, ponieważ ta farba chyba miała coś takiego, że 2 w 1.. (?) aż muszę sprawdzić w sklepie, bo nie pamiętam.......... Po dłuższym poszukiwaniu mojej farby okazuje się, że jej nie ma w sklepie on-line, no nic. Ta moja jest albo satynowa, albo transparentna. Można zawsze zapytać sprzedawcy na dziale z farbami. Oni zawsze służą radą i całe szczęście nieraz 😉 

Wracając do dalszej części dekorowania mojej szafeczki. Na początek kilka RAD: po pierwsze radzę przeczytać instrukcję obsługi nakładania płatków metalicznych na różne powierzchnie. Zwłaszcza, jeśli macie z tym pierwszy raz styczność tak, jak ja. Czytajcie tą instrukcję- na odwrocie opakowania, ale i sprawdzajcie sami, jak długo trzeba czekać, aż klej do płatków zacznie schnąć na tyle, aby przyczepić nasze ozdoby. Po drugie pamiętajcie, że płatki są mega lekkie i delikatne, lżejsze niż piórka. No i lubią się parować- pod jednym mogą kryć się dwa lub trzy kolejne, nie zawsze to widać gołym okiem, ale wyjdzie przy nakładaniu 😊 Kolejna rada: nie nakładajcie ich w pomieszczeniach, gdzie macie przeciąg, zawieje wiatr, ktoś kichnie, za szybko przejdzie obok, albo sami odetchniecie głębiej- tym bardziej nie na zewnątrz (!) Naprawdę, to nie jest śmieszne, a ja już kilka razy zbierałam je z mebli i z podłogi 😄 Wzór na mojej szafeczce wybrałam przypadkowo, intuicyjnie podczas nakładania płatków. 

Podsumowując, potrzebujecie:
szafka w stanie surowym
papier ścierny, najlepiej grubo i drobnoziarnisty
rękawice robocze
farba do drewna
 maska na nos i usta najlepiej, przyda się przy szlifowaniu drewnianych powierzchni i przy malowaniu farbą
 pędzel do malowania farbami do mebli/ ścian
 płatki metaliczne, czy inne ozdoby (radzę poczytać, czy uda się przykleić do drewna, farby i jaki klej zastosować)
 klej specjalny (do każdej ozdoby może być inny)
pędzelek, który macie w domu nieużywany do paznokci, czy makijażu na pewno się przyda do nakładania płatków (nie wszystko musimy kupować, niektóre rzeczy pomyślcie, czy nie wykorzystacie w inny sposób, niż są do tego przeznaczone- po co dopłacać?)




Ja wzięłam taki pędzelek do zdobienia paznokci, jak na zdjęciu powyżej (obie strony pędzelka się przydają), ale sami możecie wyczuć, co jest najlepsze w waszych rękach, może wykałaczka? Trochę byłoby przy tym zabawy, ale nie powiedziałam, że musicie oklejać w taki sam sposób, jak ja nawet, jeśli to będą płatki metaliczne. Można je układać w przeróżne wzory, np. w gwiazdy, albo spróbować z szablonami. Mam nadzieję, że pomogłam 😉


Pokażę wam, jaka jest różnica wielkości jednej, tej mniejszej szafki przy tej większej, drugiej:





Przepraszam za odciski łapek mojej kotki, ale wiecie: kot + ziemia + inne powierzchnie = ślady. Tego nie da się doczyścić, chyba że będę pracowała znowu papierem ściernym, a cały czas zastanawiam się, co zrobić z tą skrzyneczką. Jak macie jakieś pomysły, to mi napiszcie w komentarzach, będę wdzięczna 😊



Na koniec pokażę wam jeszcze, jakie wzory mi wyszły, takie same z siebie. Pamiętajcie, nie miałam niczego w planach, poszłam na żywioł. I tak po kolei: przód, góra i dwa różne boki- przecież nikt nie powiedział, że powinno być tak samo 😉 A jak pozamieniam miejscami szufladki, to zmieni się wzór- to jest fajne, że nie będzie mi się nudziło... Niestety na zdjęciach widać, że są przetarcia, więc pewnie niedługo czeka mnie odnawianie, ale na razie nie jest to tak widoczne na szczęście.



Podpowiem wam jeszcze jedną rzecz, jak dodatkowo udekorować taką szafkę, czy w takim stanie, jeśli wydaje wam się za mało, albo zamiast płatków metalicznych znalazłabym w internecie lub innym budowlanym sklepie wyjątkowo biżuteryjne klamki, gałki do szuflad... Trzeba byłoby je tylko przykleić dobrym klejem, żeby nie było kontaktu szafki z ciałem. Jednak wtedy szybciej się niszczy. Gałki do mebli najlepiej przykleić w dość strategicznych miejscach, aby za jednym pociągnięciem się otwierały. Trzeba to sprawdzić, zanim zaczniecie używać szafeczki na co dzień...

Pamiętajcie jeszcze jedną rzecz, jeśli dobrze wam farba nie wyschnie, albo dobrze nie wypolerujecie powierzchni papierem ściernym, to szuflady wcale łatwo się nie będą otwierać i zamykać... Mam taką jedną niestety. Potrafi nawet zapiszczeć (!) Dlatego uczulam, jeśli będziecie malować każdą deseczkę tak, jak ja, to warto na to zwrócić uwagę. A jak coś zahacza przy otwieraniu i zamykaniu, to najlepiej od razu wziąć i to spiłować, albo zetrzeć, bo będzie upierdliwe 😖





PS.
dam wam dobrą radę: nie zakładajcie z góry, co chcecie kupić, czy w jakim kolorze, bo może tego nie być na miejscu. Chyba, że jesteście bardziej cierpliwi ode mnie i możecie poczekać, aż sklep zamówi. Ja jednak wolałam od razu i musiałam pochodzić, zobaczyć co jest dostępne i dopiero coś w głowie z tego sklecić 😉😇😈

No i jak wrażenia? Jak wam się podoba? Dajcie koniecznie znać!