Mam dla was kolejny produkt, bardziej do ciała, do ozdoby niż do makijażu. Chociaż śmiało możecie go użyć do włosów lub na twarz. Bohaterem dzisiejszego posta będzie puder w sprayu marki Douglas. Nawet sama nazwa jest intrygująca...
Może trochę późno o tym piszę, jednak chciałam wam pokazać na opalonej skórze, jak pięknie się mieni. Niezbyt mi to opalanie wyszło, ale ważne, że coś jest:
Swatche są w różnym oświetleniu, również dziennym. Drobinki są delikatne, nie jest to brokat, więc nie widzę przeszkód, aby używać tego zarówno na dzień, jak i na wieczór. Na zdjęciach powyżej puder został zaaplikowany na suchą skórę. Jest mniej widoczny. Na fotkach poniżej skórę posmarowałam olejkiem Johnson&Johnson i popsikałam pudrem w sprayu. Zobacznie, jak można zintensyfikować produkt- odpowiedni w świetle dziennym i sztucznym (ciężko jest zrobić dość wyraźne zdjęcia takim drobinkom i jeszcze jedną ręką, więc wybaczcie jakość, ale chciałam pokazać chociaż zarys):


Ogólnie drobinki nie są duże, najbardziej widoczne w promieniach słonecznych i w sztucznym świetle. Z daleka ich nie widać. Mi bardziej pasuje, że ja mam je na oku i czuję się bardziej glamour :) Najważniejsze jest, aby się dobrze czuć samemu ze sobą, a nie ze względu na to, co ludzie powiedzą, czy jest się modnie ubranym, uczesanym, czy umalowanym. Jeśli dobrze się w czymś czujesz, to nie zwracaj uwagi a innych. Ważne, że jesteś sobą! -Taka mała dygresja ;)
Wracając do produktu: ja swój puder kupiłam stacjonarnie w sklepie Douglas, w zeszłym roku. Może nie jest to kosmetyk, którego używam na co dzień, dlatego jest baaaardzo wydajny :) Pierwszy raz mam to cudo. Raz się powstrzymałam przed jego zakupem, ale już za drugim razem nie dałam rady mu się oprzeć. Po prostu nie mogłam się powstrzymać, ponieważ jestem gadżeciarą, a ten słodki, uroczy słoiczek w formie mini perfum mnie tak urzekł, że aktualnie stoi u mnie w łazience :) Po takim czasie mogę śmiało przedstawić cenę, ponieważ wcześniej mój chłopak by się za głowę złapał, gdyby wiedział, ile zapłaciłam za coś jedynie na poprawę humoru. Ale czasem trzeba zaszaleć ;)
Cena była 59zł za 6g produktu. Wg opisu na opakowaniu zawiera witaminy i olejek shea:
Jak go kupowałam, to stał w obrębie kasy, jednak sama nie znalazłam, a dopiero jak zapytałam pani z obsługi, to mi go pokazała. Nie wiem, czy jest to konieczne- posiadanie takiego cuda, ale czasem trzeba zrobić sobie przyjemność i kupić coś, co niekoniecznie jest przydatne, ale mamy ochotę to mieć. To tak, jak spełnienie małego marzenia.
Produkt ma pudrowy zapach i nie wszystkim może to odpowiadać. Jednak nie jest jakiś nie do wytrzymania. Po chwili się ulatnia. Puder mieni się kolorami tęczy. Ten drugi, lawendowy ma więcej fioletowych drobinek z tego co pamiętam. Podoba mi się opakowanie i forma podawania, czyli tak, jak dawne perfumy- naciskamy pompkę, a z tego unosi się magiczny pyłek.
Nanosiłam go również na włosy i wygląda fenomenalnie. Do makijażu oka ciężko go będzie używać, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Ja nie próbowałam. Nie bójcie się psiknąć więcej na włosy, ponieważ wiatr zrobi swoje i trochę wam ten puder wywieje. Dlatego jeśli trochę więcej pudru znajdzie się na włosach, to nie ma w tym nic złego, zawsze możecie wyczesać szczotką, czy grzebieniem. A jeśli chodzi o ciało, to podpowiem wam, że najlepiej używa się tych drobinek na skórę wysmarowaną olejkiem, czy innym balsamem, ponieważ zwyczajnie puder ma się do czego przykleić i dłużej się utrzymuje.
Na koniec zdjęcie ze składem: